sobota, 14 lipca 2012

narodziny

niestety wczoraj już nie było szans coś naskrobać.. pracę skończyłam o 20.00. w trakcie okazało się, że jedna z krów ma zamiar wydać na świat potomstwo.
ok. 22.00 zajrzałam do obory, czy czasem nie biega już jakiś stwór, okazało się, że jeszcze nie,ale wszystko na dobrej drodze. już miałam wychodzić, ale spojrzałam w głąb obory, a tam, druga krowa wzięła przykład z pierwszej i też ma zamiar się ocielić.

i tak sobie pilnowaliśmy do 24.00, jednak okazało się, iż nie obejdzie się bez pomocy. środek nocy a tu trzeba sąsiadów obudzić. no i pytanie której pierwszej pomóc?

najpierw dojechało dwóch sąsiadów, wycieliliśmy młodszą, pierwiastkę.. cielak jednak był już przyduszony, trzeba było go masować, odciągać gluty z nosa etc.. nic przyjemnego, zwłaszcza mając świadomość iż może umrzeć :( jednak krowa nam pomogła, wylizała cielaka, zaczął on oddychać jak należy. został przeniesiony na miejsce i można było zająć się drugą krową.

tu był większy problem, bo cielak był dość spory. jednak dojechały następne dwie osoby i po mozolnym ciągnięciu cielak przyszedł na świat. ten był rzetelny i można było go przenieść na miejsce. i tym sposobem mamy dwa kolejne byczki :D




jak się okazało, nim wydoiłam, napoiłam cielaki i krowy nastała 2.30 :(
 a rano trzeba wstać...

dzisiejszy dzień zaczął się równie ciekawie. ok 7 zadzwonił znajomy z sąsiedniej wsi, że potrzebuje pomocy do wycielenia. no i nie pozostało nic innego jak wsiąść w samochód i jechać pomóc. u znajomych urodziła się cieliczka/jałóweczka. jak to różnie w różnych regionach mówią.



natomiast po południu oficjalnie rozpoczęliśmy żniwa. jak tylko pogoda dopisze, kolejne dni to będzie istny maraton :(

1 komentarz:

  1. Zapracowana kobieta z Ciebie, nie zazdroszczę ;]
    pozdrawiam
    http://naszesmaki.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń